Linki

sobota, 18 sierpnia 2018

Wynajem w Warszawie



Moje ulubione rozpoczęcie każdego posta jest godziną o której wstaję z łóżka. Kiedyś była to 6 rano, teraz jest to 5:25. Fantastycznie brzmi prawda? W dodatku dzień kończy się zanim wyrobię wszystkie aktywności, które chciałabym wykonać. NIE, NIE NARZEKAM.



Mam wrażenie, że w końcu nie gubię i nie marnuję czasu, ale też wciąż robię za dużo. Praca, treningi (w tym dojazdy do pracy na rowerze), nauka i szukanie nowego pokoju.

Codziennie dostaję masę wiadomości w stylu Agata jak ci idzie szukanie pokoju? Za każdym razem muszę wziąć głęboki wdech i zastanowić się chwilę nim wybuchnę swoim słowotokiem.

„Agata, nikt nie lubi twojego gadania, to co powiesz i tak nikogo nie obchodzi, a ludzie pytają głównie z grzeczności i zaznaczenia swojej obecności.” – podpowiada Pan Mózg.

Odpowiadam: Wciąż szukam. Nie mam powodu, by więcej się produkować na ten temat. Na ten TEMAT możecie przeczytać o TUTAJ!

Wciskam kolejne godziny na oglądanie mieszkań w zapchany grafik dnia. Oglądanie mieszkania po 7 rano albo o 21 to już dla mnie standard. W ostatnią sobotę wyrobiłam prawie 50 km (na rowerze) po samym centrum. Nie sądziłam, że tak łatwo uzyskać taki wynik oglądając kolejne KLITKI w cenie 1500 + opłaty.

Według mnie wszystko to co widziałam przeszło granice jakiegokolwiek smaku i jak podpowiedziała przyjaciółka minęło się z prawem budowalnym. Dom w nawet w dobrej lokalizacji, w miarę blisko centrum, malutki, ale uroczy ze zdjęć. Wchodzę oglądać i pierwsza informacja jaką otrzymuję na wejściu to fakt, że w tym MAŁYM, uroczym mieszkaniu jest 5 pokoi, z czego dwa bez okien (halo, prawo budowlane?) i rozkładaną KANAPKĄ, nie.. nie kanapą. Do tego biurko stanowi klapka ze ściany nad twoim łóżkiem, a nad wszystkim zawieszono cotton balls, aby pokazać Ci, jak jest tu przyjemnie zamieszkać w otoczeniu magicznych lampek. 1500 zł. Bzzz, NEXT.

Kolejne mieszkanie z zalanym sufitem , a przy wejściu do bloku informacja o ogólnej dezynsekcji, bo przecież w bloku jest zsyp, więc to naturalne, że jest tam strumień pluskiew, a w łazience rozrywki dopełnią ci pełzające karaluszki! Widziałam cztery mieszkania tego typu od 900 do 1200 zł. Bzzz, NEXT.

Zwiedzam mieszkanie w którym dowiaduję się, że nikt nigdy nie widział właściciela na oczy. Klucze podają sąsiedzi, a ty robisz tylko comiesięczny przelewik. Mieszkanie posiada 6 pokoi, jedną mini lodówkę, brak miejsca do gotowania, bo teraz już wszyscy podobno jedzą NA mieście, a tak naprawdę nigdy nie wiesz z kim będziesz mieszkać i na jak długo. Cena jedyne 1000 zł. Bzzz, NEXT.

Hitem było mieszkanie do którego dotarłam już po całym dniu jazdy na rowerze i właściciel nawet nie otworzył mi drzwi, a jego telefon był zajęty informacją, że skrzynka jest przepełniona i nie można nawiązać połączenia. Potem oczywiście dostałam zarzuty, czemu umawiam się na spotkanie i nie przychodzę. BZzzzzzzz.... ugh. NEXT.

Przypomniały mi się teraz jeszcze większy hity, które wymienię tylko pokrótce:

  • Super mega oferta! Zamieszkaj już dziś z 60-letnią Panią Marią z Ukrainy, która nie mówi po polsku i będziecie dzielić w pokoju JEDNĄ WERSALKĘ. No co za problem? 850 zł + opłaty.


  • Oferta last minute! Jadę do Australii i ktoś musi opiekować się moimi trzema kotami i sprzątać po nich na bieżąco, bo trochę bałaganią… 950 zł + opłaty.


  • Nie czekaj, nic nie przebije zmniejszenia opłaty za wynajem pokoju, gdy podejmiesz się heroicznego czynu nakładania maści na miejsca pooperacyjne u obcej osoby. Cena 1500 zł + opłaty.


Kiedy w końcu znalazłam wymarzone mieszkanie, oczywiście nie wygrałam CASTINGU NA TWARZ i osobowość roku, zatem marzenie o normalnym domu umarło kilka dni temu.

Jak się czuję? Ile czasu zmarnowałam? Tego sama nie potrafię określić. Dzisiaj jednak widziałam super mieszkanie i może tym razem się uda. I NIE ZA MILIARDY MONET. Niedziela wieczór pokaże. Trzymajcie kciuki za szansę NIEPLUSKWIASTEGO ŻYCIA.




2 komentarze: